Edwarda Kisło - "KARTKI Z DZIENNIKA"...

KARTKI Z DZIENNIKA...

Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.
JUŻ WKRÓTCE "SYBIRACZKA" - WSPOMNIENIA JADWIGI SOLIŃSKIEJ...

"Kartki z Dziennika - część 65"

Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

2 lipca 1989 r.

Nie lubię podsłuchiwania, ale czasem mimo woli wpadnie coś do uszu. Tym razem nic przyjemnego. Coś, co świadczy o naszej kulturze, słownictwie - "łacinie", którą spotykamy na co dzień. Idę do sklepu po mleko, przede mną dwaj mężczyźni starsi wiekiem. Wiesz- mówi jeden - jadę dziś k... do Osowca. Na plażę? - pyta drugi. G... mnie tam k... plaża, jadę na "popijawę", już mam k... wszystko, nawet i kanapki k... Taka konwersacja. Tak rozmawiają ludzie w wieku zaawansowanym. Od nich uczą się dzieci.
Innym razem na ulicy. Idą dwaj chłopcy. No, może czterolatek jeden, drugi trzylatek i tak na zmianę to jeden, to drugi powtarzają brzydkie słowa. Dlaczego tak mówicie? - pytam - To nieładnie. O! jego tata tak zawsze mówi - oświadcza starszy.

17 lipca 1989 r.
Wczasy plenerowe w Supraślu dla literatów i plastyków. Jesteśmy tu z p. Janiną. Przybyło 24 osoby z Białegostoku i okolic. Dzisiejszy dzień organizacyjny. Zwiedziliśmy wystawę prac plastycznych. Uczniowie tutejszego Liceum Plastycznego wykonują piękne rzeczy. Rzeźba, snycerstwo, tkaniny artystyczne - gobeliny. Żmudna i precyzyjna to praca, wymagająca wiele cierpliwości i zdolności. Są wybitnie zdolni uczniowie.

19 lipca 1989 r.
Po obiedzie śpieszymy do telewizji. Wielkie bowiem wydarzenie historyczne w naszym kraju. Wybory Prezydenta PRL. Wyłoniony tylko jeden kandydat, gen. Wojciech Jaruzelski.
Godz. 14.40 otwarcie obrad Zgromadzenia Narodowego - Posłowie i Senatorowie dokonują Wyboru Szefa Państwa. Śledzimy z uwagą. I co się dzieje? Jakieś niepoważne zachowanie się wyborców. Marszałek Sejmu, Mikołaj Kozakiewicz, w kłopotliwej sytuacji. Na sali głośno, rozmowy, spory. Nie wytrzymałam, nie czekałam końca i wyników, wróciłam do pokoju.
Godz. 22, puka do drzwi koleżanka. Otwieram. Ona z progu - mamy prezydenta, Wojciech Jaruzelski wybrany większością głosów. Niewielką wprawdzie- o jeden i pół głosu. Już odbyło się uroczyste zaprzysiężenie prezydenta.

20 lipca 1989 r.
Po południu 0 15 przedstawił swoją twórczość kolega Mieczysław Czajkowski, pisarz i malarz. Obok poezji dobrej, mądrej, dojrzałej wspaniałe opowiadania plastycznie ukazujące życie na co dzień regionu białostockiego i samych białostoczan, zwłaszcza na Bojarach, dzielnicy tegoż miasta. Wiernie ukazana obyczajowość, język, gwara. Tak, słownictwo to urzeka wprost czytelnika. Pisarz ukazuje psychikę "kresowiaków" ich radości i smutki, w ich gwarowym języku. Taką lekturę z przyjemnością czyta się i dobrze przy jej czytaniu odpoczywa. W tym stylu i takiego słownictwa nie spotka się w żadnym piśmie ani książce. To jest taka inność, która zaciekawia chyba każdego. Tylko wybitnie zdolni ludzie potrafią coś takiego tworzyć. Spotykamy gwarę śląską, kurpiowską i inne, a z Białostocczyzny nic, dopiero pan Czajkowski uratował odchodzącą w przeszłość i zapomnienie mowę rodzinną, relikt tegoż regionu.

23 lipca 1989 r.
Niedziela. Mądre kazanie wygłosił ksiądz podczas mszy świętej. Mówił o modlitwie. Modlitwa - to nie handlowanie, czasem nawet lichwiarskie, z Bogiem. -Ja coś dam, np. pacierz zmówię, to Ty, o Boże, daj mi to, o co proszę. I koniecznie daj, bo bardzo chcę i bardzo proszę, a Ty wszystko możesz. Nie umiemy zgadzać się z wolą Bożą i dziękować za wszystko, a Bóg wie najlepiej, co robi, a wszystko dla naszego dobra.

24 lipca 1989 r.
Jest wycieczka z Supraśla do Puszczy Knyszyńskiej, miejsc pamięci narodowej. Autokar zatrzymuje się, dalej pieszo. My z panią Anią nie poszłyśmy. Siedzimy więc sobie w cieniu drzew i odpoczywamy.
Za nami wieś Kołodno. Prawdziwa wieś nie zeszpecona piętrowymi blokami. Wkoło rozległe pola, ciężkie pochylone kłosy żyta dojrzałe mocno, czas by je zżąć, aż się o to proszą, ale żniwiarzy nie widać. Dalej zielona dolina i pasące się bydełko. Horyzont zamykają ciemne lasy. Nad nami czysty błękit, po którym gdzieniegdzie płyną kłaczki czy strzępki bielutkich kłębiastych chmurek. Pogoda wymarzona, lipcowa.
I ta uroczysta cisza, tylko skowronek nad polami przyjemnie dzwoni oraz lekki wietrzyk i cichy szelest, szmer listków nad naszymi głowami. Brzęczą tez jakieś owady, jakieś muszki. Biedronka uparcie wspina się na czubek listka mleczu, niżej pracowite mróweczki uwijają się przy swoim mrowisku.
Ach! Podlasie, Podlasie - w całej krasie. Tu się naprawdę dobrze wypoczywa. Przepiękny zakątek naszej Ojczyzny.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 29 | cz. 30 | cz. 31| cz. 32 | cz. 33 | cz. 34 | cz. 35 | cz. 36 | cz. 37 | cz. 38 | cz. 39 | cz. 40 | cz. 41 | cz. 42 | cz. 43 | cz. 44 | cz. 45 | cz. 46 | cz. 47 | cz. 48 | cz. 49 | cz. 50 | cz. 51 | cz. 52 | cz. 53 | cz. 54 | cz. 55 | cz. 56 | cz. 57 | cz. 58 | cz. 59 | cz. 60 | cz. 61 | cz. 62 | cz. 63 | cz. 64

"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.