KARTKI Z DZIENNIKA...

(7kB)
Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.

"Kartki z Dziennika - część 31"

(6kB)
Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

24 sierpnia 1981 r.
Wczasy w Rumunii w Eforie - Nordt. Lecimy śmigłowcem, lądujemy w Konstancy. Noc, 3 godzina. Przejazd autobusem do Eforie. Zakwaterowanie w hotelu "Prahowa". Pokój okropny, ciasny i ciemny - istna cela. Zmęczeni rzucamy się na łóżka.

26 sierpnia 1981 r.
Przedpołudnie, spacerujemy po wybrzeżu Morza Czarnego. Ładnie. Trzypoziomowe, szerokie bulwary - promenady, ponieważ hotele leżą wysoko nad poziomem morza. Miałam wrażenie, że to Krym, tylko że nie ma tej czystości i luksusu, jaki jest tam. Turystów jak mrówek. Szwargot różnojęzyczny.
Nasza grupa polska - to przeważnie ludzie starsi, chorzy. Tu się leczą. Biorą jakieś przeróżne zabiegi, bliżej nie wiem. Jakieś tu ponoć są "błota" lecznicze i coś tam jeszcze. Są panie, które systematycznie co roku od lat przyjeżdżają na kurację i sobie chwalą. My narazie odpoczywamy.

27 sierpnia 1981 r.
Jestem zdenerwowana. Traktują tu Polaków wprost pogardliwie, a z turystami obchodzą się jak z niesfornymi dziećmi. A reżym! Dziś spóźniliśmy się 10 min. na śniadanie, to kelnerka skrzyczała nas bardzo podniesionym głosem. Kto się więcej spóźni - nie dostanie wcale. A ludzie biorą zabiegi. A z zabiegami bywa różnie... Nie wiem - trzy tygodnie przed nami.

30 sierpnia 1981 r.
Są tu na wybrzeżu trzy hotele dla dolarowców. Trzytygodniowy pobyt w nich kosztuje 1500 dolarów, a są przepełnione. Sama "desa", same pruchenka. Mają pieniądze, nie mają zdrowia. A co mają? Życie poza sobą. Chwytają się wszystkiego jak ostatniej deski ratunku. Żal patrzeć. Zasuszone staruszki lub otyłe chorobliwie, obwieszone złotem, eleganckie panie, są tu po ten eliksir życia. Nie zdają sobie sprawy, że to niewiele pomoże, niewiele zostaje bytowania na tej ziemi. Takie prawo życia. Nie ma się co oszukiwać.
Hotele kilkunastopiętrowe połączone krytymi przejściami, których są umieszczone restauracje, kawiarenki. Wszędzie szyk, elegancja, wygoda. Wyoiliśmy tu po małej kawie, obserwując wczasowiczów.
Po obiedzie plaża. Według słów piosenki "A ja leżę sobie (nie pod gruszą, ale nad Morzem Czarnym) na dowolnie wybranym boku". Tłok, aż się roi. Obok małżeństwo z Warszawy. Rozmawiamy sobie o tym, na co patrzymy. Miło usłyszeć swój polski język. Morze ciche, spokojne. Co niektórzy pluskają się. Jakoś sennie i jesiennie. Przed południem mała, czarna w kawiarence "Meduza" wśród dolarowców z krajów kapitalistycznych: Francji, RFN, Szwecji, Norwegii. Widać po nich, że są dobrze sytuowani, po ubraniu i swobodnym zachowaniu się.
Po obiedzie wycieczka autokarem do Konstancy. Zwiedzamy muzeum, meczet, gdzie się wchodzi boso, cerkiew i akwarium. Owszem, ciekawe. Jednak zabytki w każdym kraju są pododne. Owszem, są piękne, interesujące. Śliczna cerkiew o przebogatym wnętrzu. Akwarium - no w Gdyni bogatsze, ale i to ma pokaźne okazy - zbiory. Z okien autokaru obrazy niezbyt ciekawe. Na przedmieściach bieda.

1 września 1981 r.
Pierwszy września - czterdzieści dwa lata temu początek II wojny światowej, początek żniwa śmierci wielu milionów istnień ludzkich i zmiszczeń materialnych. Rozmawialiśmy na ten temat ze znajomymi z Warszawy. Ale to już historia.

2 września 1981 r.
Traktują tu nas Polaków byle jak, ale przestało to nas denerwować. Śmiejemy się raczej. Pewien Rumun usłyszawszy na plaży polską mowę, krzyknął "Co Polonais - rewolucjoniste". I odszedł z pogardą. Wiedząc, że u nas są niepokoje, rozruchy.
Popołudnie - upał, skwar. Leżymy na rozgrzanym piasku, morze jednostajnie szumi, Fale liżą brzegi plaży. Młodsi w wodzie, starsi w lekkim cieniu,grubasy na ławeczkach. Spokój, beztroska. Panie wymieniają grzecznościowe uśmiechy, życzliwe słowa, pozdrawiają się wzajemnie w różnych językach, prezentują swoje ekstrawaganckie ciuchy.
Panowie - brzuchale obnoszą swoje góry sadełka, spoglądając władczo, pewnie, z poczuciem pewności siebie. I tak ten rozleniwiony "świętujący" tłumek wypełnia po brzegi czarnomorską plażę, kawiarenki, hotele ekskluzywne, ciut nie barokowe jak nasz.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 30 | cz. 30
(6kB)
"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.