KARTKI Z DZIENNIKA...

(7kB)
Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.

"Kartki z Dziennika - część 32"

(6kB)
Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

24 sierpnia 1981 r.
Wczasy w Rumunii w Eforie - Nordt. Lecimy śmigłowcem, lądujemy w Konstancy września 1981 r.
Boże! Nie mogę jeszcze ochłonąć, nie wytrzymałam nerwowo! Plaża pełna normalnych i szczęśliwych ludzi. My leżymy i obserwujemy. Naraz z pobliskiego wzgórza zjeżdża jakaś liczna gromada. Przyglądam się - wózki inwalidzkie. I pojawiają się "potworki", dzieci okropnie kalekie, Bez obydwu nóg lub rąk, czy z kawałkiem rączki lub nóżki. Poskręcane, zatrzymane w rozwoju kończyny, piętka malutka u dużego dziecka, wykręcona do przodu, tułów duży, rozdęty a szczątki nóżek jak u noworodka, jakieś okropne narośla na całych organizmach.
Są dzieci kilkunastoletnie całkiem bezwładne lub przeraźliwie czołgające się. Wyraz twarzyczek anormalny, bezmyślny. Przerażający obraz ludzkiej nędzy... Widocznie gdzieś w pobliżu jest zakład dla takich nieszczęśliwych. Pierwsze wrażenie było tak silne, że myślałam, że dostanę ataku serca. Musiałam się wypłakać roztrzęsiona do najwyższych granic.

4 września 1981 r.
Wczoraj po kolacji spotkaliśmy naszą znajomą p. Barbarę Wachowicz. Miłe spotkanie, siarczyste całusy, szalenie fajna, energiczna, elokwentna, pełna temperamentu redaktorka. Przyjemnie jest być w jej towarzystwie. Prosiła, aby dać jej swoje uwagi na temat jej wystąpienia w telewizji w audycji "Sąd nad Trędowatą", pisze bowiem książkę na ten temat i uwagi telewidzów są jej potrzebne.

5 września 1981 r.
Idziemy z mężem przez piękny hol w hotelu, aby usiąść na fotelach. Rozmawiamy. Wtem jakaś pani mówi kiepską polszczyzną "Proszę - nie zajęte". Okazuje się, że to francuska polskiego pochodzenia, z Białegostoku, z ul. Częstochowskiej. Obecnie i całe życie mieszka w Paryżu. Tam na Sorbonie studiowała romanistykę, tam wyszła za mąż za lekarza, no i została. A więc serdeczne uściski, jako że my też z Białostocczyzny i jeden i ten sam rok urodzenia. Umówiliśmy się na spotkanie jutro.
Po południu wycieczka po wybrzeżu. Oglądamy piękne widowisko - popisy delfinów, bardzo ciekawe. Podbiegła do nas pani Wachowicz, dziękowała za notatkę na temat "Trędowatej". Nagadałyśmy się, siedząc razem w tym amfiteatrze. Podała nam swój adres w Warszawie i tytuły książek, które wydała.

6 września 1981 r.
Godzina 9, idziemy na kawę. Na dworze wietrznie, chłodno. Wzburzone morze szumi groźnie. Rozhuśtane fale i ich białe grzywy to potęga przyrody. Ponieważ niesamowicie wieje, więc po kawie zatrzymujemy się w hotelu "Poliklinika". Przeogromny nowoczesny gmach. Tu są wszystkie lecznicze zabiegi przez okrągły rok. Ana Aslan swym wynalazkiem - lekiem przeciw starości przyciąga tysiące turystów i miliony dewiz do swego kraju, do przedtem mało znanej Rumunii. My nie korzystamy z tego leczenia, nie byliśmy na to nastawieni.

7 września 1981 r.
Wczoraj wybraliśmy się do kościoła katolickiego. Zebrało się tam przeszło 300 Polaków. Gorący patriotyzm przewijał się w śpiewie po polsku pieśni maryjnych. Na zakończenie, z głębi serca odśpiewano "Boże, coś Polską" i "My chcemy Boga". Wrażenie było tak silne, że niektórym potoczyły się łzy z oczu. Kościółek skromny, czynny tylko w okresie urlopowym. Zwiedzamy małą, starą cerkiewkę zabytkową. Jej otoczenie, to bajka!... Zieleń, kwiaty, jest źródełko u stóp figury jakiegoś świętego, skąd odwiedzający koniecznie piją wodę.

Przy kolacji miły prezent. Pani Wachowicz zadedykowała nam swoje wrażenia z Eforie - Nordt wydane w "Przemianach". Jakaż wielka zdolność, polot, lekki język i styl naszej Podlasianki z okolic Siedlec. Jesteśmy urzeczeni.

8 września 1981 r.
Skusiliśmy się wreszcie na tę kurację geriatryczną. Ja mam aslawitwl, a mąż gerawital w zastrzykach. Rozmawiamy z pewną Polką, ja twierdzę, że nie wierzę w żne leki, chociaż przekonują nas sąsiedzi, że leki sąkonieczne. Ludzie tłumnie walą jak do Mekki, czy Medyny. Prezydent argentyny Peron leczył sie u Aslan w Bukareszcie, w jej głównym instytucie. Tymczasem po powrocie zmarł. Wczoraj dwa autokary przywiozły kuracjuszy, mimo że już jesień. Godzina 11, w kawiarni słuchamy sentymentalnej muzyki greckiej - Zorba i inne.
Za oknem rozhuśtane morze, silny wiatr, sztorm, zimno, plaża pusta, nie ma śmiałków nawet młodych. Tylko jakaś jedna postać kąpie się dość daleko w morzu. Ratownik gwiżdże ostrzegawczo. Wychodzimy na plażę opatuleni mocno, wata w uszach, chustka na głowie. Ta postać z kąpieli morskiej opłukuje się pod prysznicem. To starsza pani. Biję jej brawo, a ona się śmieję i mówi coś w jakimś tam języku. Nie rozumiemy się, więc pisze nam na piasku 72! Nawet nie zdjąwszy mokrego kostiumu, siada sobie na piasku i czyta książkę.
72 lata! I taka kondycja - fenomen. Ależ sztorm! Potężne zwały spienionej wody z ogłuszającym hukiem, przeraźliwym wyciem wściekle atakują falochrony. Wślizgują się na piaski plaży i omdlałe cofają się, by z nową siłą rozpocząć swą niszczycielsko - twórczą pracę.
Ogromna groza i wspaniałe piękno.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 29 | cz. 30 | cz. 31
(6kB)
"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.