Edwarda Kisło - "KARTKI Z DZIENNIKA"...

KARTKI Z DZIENNIKA...

(7kB)
Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.

"Kartki z Dziennika - część 37"

(6kB)
Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

8 sierpnia 1983 r.

Wycieczka w Bieszczady. Wycieczka zorganizowana przez ZOZ. Zmęczeni dotarliśmy do hotelu "Lublinianka". Godzina 18. Wróciliśmy z obozu śmierci w Majdanku. Okropność. Mimo że już trzeci raz tam byłam, to jednak wrażenie wstrząsające. Wszyscy są przygnębieni po obejrzeniu śladów kaźni i wysłuchaniu opowiadań przewodnika.
Pytałam przewodnika, jaka jest reakcja obcokrajowców, oglądających ślady tych okropności. Odpowiedział, że starsi wiekiem Niemcy milczą, a młodzi?!... Jak przyjdziemy następnym razem, to nie takie obozy zbudujemy. Anglicy zaś nie wierzą, żeby naród niemiecki, który wydał tylu wielkich ludzi, pisarzy, muzyków, mógł być zdolny do tego, co tu oglądamy. Tak, różni różnie to widzą i odczuwają.

11 sierpnia 1983 r.
Przejazd do Łańcuta. Zwiedzanie pałacu, powozowni i parku. Znam to z poprzednich wycieczek. Wracamy na obiad do Rzeszowa. Po drodze zajeżdżamy do Leżajska. Tam przebogata katedra w stylu barokowym z elementami rokoka. Wykwint- marmury, złoto, rzeźby. Organy leżajskie - sławne, jak oliwskie, fromborskie czy w Kamieniu Pomorskim. Takich dzieł sztuki nie powstydzilibyśmy się nawet wobec zagranicy. Byliśmy mile zdumieni. W tak małej galicyjskiej mieścinie, takie arcydzieło.

12 sierpnia 1983 r.
Dziś Ustrzyki Dolne i Górne, Jabłonki, pomnik generała Świerczewskiego. Jak na jeden dzień - to dużo. Trudno wszystko opisać. Wracamy zmęczeni na nocleg do Iwonicza.

13 sierpnia 1983 r.
"Gwóźdź" programu - statkiem po Zalewie Solińskim. Mnóstwo turystów. Na parkingach rząd autobusów. Na brzegach pola namiotowe mienią się różnymi kolorami niczym ogromne kwietniki. Kioski z pamiątkami "oblepione" kupującymi. Wiek - od pięciu do stu lat. Przeważają jednak młodzi z plecakami. Wędrują pieszo. Obiad w Sanoku i powrót do Lublina.

14 sierpnia 1983 r.
Z rana zwiedzanie Lublina. Zwłaszcza zamek lubelski - katownia hitlerowska. Jednego tylko dnia rozstrzelano tutaj 12000 ludzi. W ostatniej chwili przed ucieczką hitlerowcy biegali po zamku i strzelali wprost do więźniów. Zwycięska Armia Radziecka wraz z polską po wejściu do zamku brodziła po kostki we krwi ludzkiej. Masakra. Dziś zamek przekształcono na muzeum. Po obiedzie odjazd z Lublina do Moniek. Podróż przyjemna, pogodna, piękna. Wróciliśmy o godzinie dwudziestej. Wycieczka udana.

7 września 1983 r.
Wycieczka do Rumunii. Zasmakowaliśmy w turystyce, więc znów jedziemy do tej Rumunii na lecznicze "błotka". Lot trwał dwie godziny. Lądujemy w Konstancy. Jest to drugi po Odessie pod względem wielkości port Morza Czarnego. Stąd autokarem do hotelu "Selena". Dziś dokonaliśmy wymiany pieniędzy. Jedna leja = 7 złotych polskich. Koszt wycieczki razem z wymianą wynosił 40.000 zł od osoby. To jest bardzo dużo.
Nasi znajomi dziwią się, jak my możemy pozwolić sobie na taki luksus. Cóż, nie wydajemy na ciuchy i inne rzeczy tak jak oni, a starsi nie mogą już dużo jeść. Jak powiedział Mickiewicz: "Masz zęby - nie masz co jeść, a jak już masz co jeść, to nie masz zębów". Więc nasze oszczędności oddajemy na turystykę.

9 września 1983 r.
Idziemy na te tzw. "błotka". Wejście płatne 40 lei, czyli 300 zl od osoby. Duży plac nad jeziorem. Kabiny, rozbieralnie. Panie po jednej stronie, panowie za ścianką po drugiej. Jak kto chce smaruje się czarną mazią z dużego pojemnika. Przeważnie całe ciało, twarz a nawet głowę. Co najmniej pół godziny jest się czarnym jak smoła. Potem wchodzi się do mocno słonej wody w jeziorze, aby błoto częściowo zmiękło i trochę się zmyło. Wyhasawszy się w wodzie, idziemy pod krany z ciepłą i też słoną wodą. Błoto z trudem się zmywa, panie pomagają sobie nawzajem, zmywając plecy. Ponoć jest to dobra kuracja przeciwreumatyczna i dość przyjemna.
Po obiedzie i odpoczynku idziemy nad morze. Powędrowaliśmy nadmorską promenadą aż na nasze znane miejsca sprzed dwu lat. A więc nasz hotel "Prahowa". Tam spotkaliśmy Polaków. Potem sławetne ekskluzywne hotele "Delfin", "Merkury" i "Gwiazda Morza", gdzie wówczas zapoznaliśmy paryżankę polskiego pochodzenia. Wypiliśmy tam małą czarną i spacerkiem wróciliśmy. Po drodze chcieliśmy kupić gerowital i nie dostaliśmy, wszystko ta "stonka" turystyczna wykupiła, tym bardziej, że to koniec sezonu.
A tu dzisiaj kolacja w kawiarni "Neon". Tam tradycyjny wieczorek zapoznawczy. Polacy ze wszystkich hoteli tu się zebrali. Co tam było. Przede wszystkim "mocne uderzenie". Muzyka, muzyka. Kolacja dość suta, z koniakiem, winkiem, ale nic ciepłego do picia. Dość wesoło i przyjemnie było. Około godziny 24 wróciliśmy zadowoleni, ale i trochę zmęczeni. Wiadomo "taka młodzież" z nas.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 29 | cz. 30 | cz. 31| cz. 32 | cz. 33 | cz. 34 | cz. 35 | cz. 36
(6kB)
"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.