KARTKI Z DZIENNIKA...

(7kB)
Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.

"Kartki z Dziennika - część 28"

(6kB)
Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

15 września 1980 r.
Wczasy w Jugosławi na pólwyspie Istria. Mieszkamy w hotelu "Pula". Bardzo skromnie. To nie luksusy w Moskwie w "Kosmosie" ani przepych jak na Krymie. Jugosławia to kraj wielonarodowościowy. Dominuje prawosławie - Serbia, Macedonia, Czarnogóra. Bośnia i Hercegowina - katolicyzm i prawosławie. Są też protestanci i islamiści. Jest to kraj tysiąca wysp wzdłuż całego wybrzeża Adriatyku, wyspy, półwyspy, zatoki i fiordy.

17 września 1980 r.
Leżymy na skalistym wybrzeżu, na białych, wapiennych skałach, jak lwy afrykańskie. Słońce przypieka mocno, choć to połowa września. Pławimy się w nim. Niebo nie przesłonięte najmniejszą chmurką. Woda krystalicznie czysta, dno morskie - też białe skały.
Brodzimy po oślizłych skałach w tej bardzo słonej wodzie Adriatyku. Kąpiel utrudniają skały najeżone ostrymi muszlami, skorupiakami przytwierdzonymi mocno, miliony jeżowców ranią stopy. Mąż kąpie się w trepkach na nogach i też pokaleczył sobie nogi, nawbijał kolców.

19 września 1980 r.
Jesteśmy przez te kilka dni pięknie opaleni, plecy pieką, trzeba spać na brzuchu. Słońce rekompensuje różne niezadowolenia i braki. Wyżywienie mamy bardzo skromne, trzeba coś dokupić, a ceny są zastraszająco wysokie, np. kawon nieduży 30 dinarów. W stołówce owoców żadnych nie mamy, więc kupujemy na ile nas stać. 20 września 1980 r.
Obok naszego hotelu w maleńkiej chatynce w podpiwniczeniu jest kaplica katolicka. Wspaniały ksiądz pięknym tenorem rozpoczął mszę świętą. W serdecznych, miłych słowach z miłym, uprzejmym uśmiechem pełnym słowiańskiej życzliwości powitał nas, Polaków. Mimo że w języku "jugosłowiańskim", zrozumieliśmy dokładnie.
Podczas mszy świętej było pożegnanie księdza wyjeżdżającego na misję do Argentyny. Ceremonię pożegnalną po liturgii słowa rozpoczął celebrans. Uściski pożegnalne zuzpełniały rzęsiste oklaski wiernych. Co się dało zauważyć - jakąś bliższą więź duchownych z parafianami.

23 września 1980 r.
Autokarem wycieczka po Istrii. Przejeżdżamy całe kilometry po terenach pustkowia. Nieużytki, chaszcze, dzikie ostępy. Polacie zeschłych traw, których nikt nie kosi. Czy tu nikt nie prowadzi żadnej hodowli? Nie spotkaliśmy tu ani jednej pasącej się krowy, tylko kilka kóz. Gdzieniegdzie małe pólka winnej latorośli i dogorywające stare drzewa oliwek.
Z czego oni tu żyją? Chyba z turystyki. Pracuje na nich słońce i ciepły słony Adriatyk. Turystów to dobrze odzierają, nie bardzo dbając o ich wygody. Mamy niby przewodniczkę - ani słowa nie mówiącą po polsku. Poreć - to miejscowość zabytkowa. Stare osady, wąziutkie uliczki i piękna katedra. Ciekawe freski w stylu bizantyjskim, ornamenty nie powtarzające się, jak i głowisę kolumn.
W cichej zatoczce mnóstwo łodzi i stateczków, bulwar wspaniały, kawiarenki pod niebem w cieniu rozłożystych palm, oleandrów i dużo drzew laurowych i figowych. Turystów mnóstwo. Tu za godzinę można uwolnić się od wszystkich naszych pieniędzy.

26 września 1980 r.
Na plaży czytamy książkę Diderota "Zakonnica". Wstrząsający opis losów niepotrzebnych i niechcianych dzieci - ludzi przemocą wtłoczonych do klasztorów. To były koncentracyjne obozy, z których wyjścia nie było. Jedyny ratunek - to najrychlejsza śmierć. Torturowanie się wzajemnie, nienawiść wobec siebie. Diderot pisze "Życie zakonne - to życie fanatyka i obłudnika.
Klasztor to śmietnik, gdzie wrzuca się odpadki społeczeństwa. Tam widuje się głęboką apatię, jęki skąpane we łzach i melancholi. Tam smutek i przygnębienie, tam nie na ani ojca, ni brata, ni krewnego, ni przyjaciela. Tam mieszka okrucieństwo i cierpienie". To ukazuje pisarz - może z małą przesadą.

29 września 1980 r.
Jutro odlot do Polski, więc kolacja pożegnalna. Bardzo obfita, przemowy, podziękowania i ostatni spacer nad morzem. I "zielona noc". Rano przed każdymi drzwiami hotelu leżały zielone gałązki i kwiaty. Dla dowcipu przed drzwiami mężczyzn - butelki po płynach. I jedziemy trzy godziny autokarem na loynisko w Rijece. Zatrzymujemy się w starym luksusowym kurorcie "Opatija". Piękne budowle, pensjonaty, pomieszczenia dla kuracjuszy.
Wybrzeże zagospodarowane starannie. Tłumy kuracjuszy, zgiełk, hałas. Ja właściwie wolę cichą Pulę z jej spokojnym, dzikim morzem. Przejeżdżamy most o długości 2 km. spinający dwa półwyspy. Jazda karkołomna, serpentyny wiją się ostrymi wirażami tuż nad przepaściami prosto w morze.
Na lotnisku czeka nas polski samolot "LOT". I polska mowa, aż serce podskoczyło z radości. W samolocie chwytamy polskie gazety, polski język. Boże! Dwa tygodnie, a już tękknota do wszystkiego co polskie, co nasze. Pożegnaliśmy słoneczny Adriatyk.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27
(6kB)
"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.