Edwarda Kisło - "KARTKI Z DZIENNIKA"...

KARTKI Z DZIENNIKA...

Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.
JUŻ WKRÓTCE "SYBIRACZKA" - WSPOMNIENIA JADWIGI SOLIŃSKIEJ...

"Kartki z Dziennika - część 61"

Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

12 lipca 1988 r.

Dzisiaj wyskoczyliśmy z p. Mydlakami, ich samochodem do lasu, na Wojszki po maliny. Leśne malinki, pachnące, chociaż drobne, warto jednak ich skosztować, no i trochę do słoików, na zapas zrobić. Obok tego, a może przede wszystkim, przyjemna wycieczka, spacer po lesie.
Okolica piękna, pagórkowata, tu lasek, tam zaraz łączka, z cicho szemrzącym strumykiem, na niej pasące się tłuste krowy i wełniste owieczki, zaraz obok rozległe pola, dojrzewające żyto i pszenica, szumiące zboża jare, ziemniaki. A wszystko dorodne, jeszcze o tej porze roku soczyste, tchnie świeżością. Trudno nasycić oczy, oderwać wzrok od tego piękna.
Piękna naturalnego nie skażonego spalinami, hałasem. Nad polami skowronki dzwonią gdzieś pod obłokami, a w lesie zięba doniosłym głosem oznajmia swą obecność, wtóruje jej wilga na wyścigi. Przeróżne głosy ptactwa leśnego ożywiają tę uroczystą ciszę.

13 lipca 1988 r.
Ten Nasz dostojny gość Gorbaczow jest wspaniały jako człowiek. Oglądaliśmy wczoraj wieczorem transmitowane przez telewizję spotkanie z młodzieżą polską i radziecką na dziedzińcu wawelskim w Krakowie. Jego przemówienie do młodzieży jest tak urzekające, bezpośrednie, ciepłe, życzliwe, serdeczne, jakiego się nie słyszało dotychczas od żadnego dostojnika, ze szczytu władzy państw. Sposób bycia wyjątkowy, nie widać żadnego dystansu, wyniosłości jako głowy tak potężnego mocarstwa, z którym, czy kto chce, czy nie chce, ogromnie się liczy, nawet wyniosły i zarozumiały, pyszałkowaty i trochę wrogi Zachód...
Młodzież przygotowała też program rozrywkowy naprawdę piękny. Owacje na cześć gościa, brawa, spontaniczne oklaski. A najmłodsi udekorowali Go Orderem Uśmiechu. Ten numer programu poruszył wszystkich. Udekorowany dziękując, powiedział wzruszony, że ten order jest mu najważniejszy i najmilszy ze wszystkich, jakimi był dotychczas obdarowywany kiedykolwiek.
I "Michaił, Michaił..."- zaintonował Andrzej Rosiewicz, co wywołało chyba największy entuzjazm widowni i gości najbliżej estrady siedzących, całą elitę. Spontanicznym brawom nie było końca.

7 sierpnia 1988 r.
Nasza rodzinna wieś Dolistowo od naszego wyjazdu z niej w 1947 r. Całkowicie się odmieniła. Znikły słomiane strzechy, drewniane chałupy. Wczoraj i dzisiaj gościliśmy u naszych rodzin. Mieszkają w pięknych, murowanych domach, urządzonych z wygodami według dzisiejszego standardu. Dywany, meble łazienki, a na każdym podwórzu samochód, ciągnik z maszynami towarzyszącymi. Przy kościele, że to dziś niedziela, rzędy samochodów. Ludzie, zwłaszcza kobiety wystrojone jak w mieście. Widać zamożność i dostatek.
Spacerowaliśmy po wsi, szukając śladów dawnej naszej wioski, w jakiej myśmy wychowali się. Prawie nic nie zostało. Gdzie te podwórka, na których bawiliśmy się w piasku, gdzie studnie ze skrzypiącymi żurawiami, gdzie strzechy z bocianimi gniazdami? Gdzie trzody na bagnistych wspólnych pastwiskach i stada gęsi, które trzeba było paść boso na błotach, torfowiskach? Gdzie kwadraty suszącego się torfu i głębokie rowy po jego wydobyciu, do których wpadały chude krowy i trzeba było je powrozami wyciągać? Dziś pastwiska są za stodołami na najlepszych żyznych glebach, a tłuste krowy doi elektryczna dojarka. Praca w gospodarstwie całkowicie zmechanizowana. Tak ogromny postęp, skok w cywilizację w ciągu ostatnich 40 lat.

25 sierpnia 1988 r.
Na chodniku przy naszej ulicy leży pijany młody człowiek. Godzina 10 rano. Już zdążył. A to sierpień, miesiąc trzeźwości. Oj! Ludzie, ludzie, do czego zmierzamy?... Nie mogę zrozumieć, jak można tak się upodlić!... Zatracić godność człowieka. Młodzi ludzie w godzinach pracy albo od rana piją, albo się wałęsają gromadami. A ktoś na ich utrzymanie, jedzenie, ubranie pracuje. Co za porządki. I taki niejeden drań godzinami przeleży w jednej koszuli na cemencie, nieraz całą noc. W konsekwencji choroba, szpital, leczenie bezpłatne i renta inwalidzka. Po co pracować... Opieka społeczna, a i kościół nawołuje, by wspomagać biednych. Tak sobie pasożytują ci nieboracy. A gdzie byli w okresie produkcyjnym? Nie myśleli o zabezpieczeniu bytu na starość.

31 sierpnia 1988 r.
Czekamy na pociąg do Białegostoku na Dworcu Centralnym PKP w Warszawie. Uczestniczyliśmy w doniosłej uroczystości na temat "Nigdy więcej wojny" w teatrze "Roma" na Nowogródzkiej. Jak co roku z okazji "Rocznicy Września 1939 r." Stowarzyszenie PAX zaprasza swych członków i gości z całego kraju i zagranicy na spotkanie, by przypomnieć o zbrodniczej napaści Niemiec hitlerowskich w dniu 1 września na nasz kraj i rozważać oraz skoncentrować obywateli - ludzi dobrej woli wszystkich krajów, do utrzymania pokoju na całym świecie.
Sala wypełniona po brzegi. Zagraniczni goście i przedstawiciele naszej władzy zajęli miejsca w lożach honorowych. Przemawiał przewodniczący PAX - u, zastępca przewodniczącego Rady Państwa, Zenon Komender, następnie głos zabierali: arcybiskup Białorusi Filaret, z Czechosłowacji Stanisław Toms, z NRD dr Werner Wunschmann, z Węgier ks. prał. dr Geza Szabo. W wystąpieniach wszystkich mówców przejawiała się troska o pokój między narodami, o losy świata. Aprobata sali- to nie milknące po każdym wystąpieniu oklaski. 12 września 1988 r.
Najciekawszą rozrywką na kurso- wczasach w Augustowie był rejs statkiem "Serwy" po okolicznych jeziorach. Urocza ta kraina augustowska - lasy, zieleń i woda. Cisza, wietrzyk ani wionie, statek równiutko sunie rzeką Nettą na jezioro Necko i Rospudę. Towarzyszą nam stada dzikich kaczek, wrzaskliwych mew, a w pobliżu brzegów statecznie pływających łabędzi.
Mijamy ośrodki wczasowe różnych zakładów pracy, wpływamy rzeczką "Cichą" na 8- kilometrowej długości jezioro Białe. Oczom naszym ukazuje się mała wysepka pod nazwą "Rób, co chcesz". Nad tym jeziorem wspaniała rezydencja I. Mościckiego. Jezioro Studzieniczne 3 km kw. Wysepka, na niej kapliczka i cudowna studzienna woda, podobno lek na oczy. Płyniemy przez zalesione tereny, gdzie mieszkają poczciwe bobry, ślad - to poprzegryzane drzewa. W Przewięzi śluza. Spieniona woda wyrównuje poziom. Druga śluza doskonalsza od poprzedniej. Wypływamy na jezioro i zawracamy. Zdjęcie na statku w marynarskich czapkach.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 29 | cz. 30 | cz. 31| cz. 32 | cz. 33 | cz. 34 | cz. 35 | cz. 36 | cz. 37 | cz. 38 | cz. 39 | cz. 40 | cz. 41 | cz. 42 | cz. 43 | cz. 44 | cz. 45 | cz. 46 | cz. 47 | cz. 48 | cz. 49 | cz. 50 | cz. 51 | cz. 52 | cz. 53 | cz. 54 | cz. 55 | cz. 56 | cz. 57 | cz. 58 | cz. 59 | cz. 60

"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.