Edwarda Kisło - "KARTKI Z DZIENNIKA"...

KARTKI Z DZIENNIKA...

(7kB)
Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.

"Kartki z Dziennika - część 42"

(6kB)
Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

11 lutego 1984 r..

Odjeżdżamy do sanatorium w Kołobrzegu. Po czternastu godzinach jazdy jeteśmy w Koszalinie. Czekamy na połączenie i już jedziemy do Kołobrzegu. Jazda wygodna, przepełnienia w pociągu nie ma. Przed dworcem czeka samochód uzdrowiskowy "Kombatant". Czternastopiętrowy gmach, w nim luksusy, jakie chyba miała tylko dawna arystokracja. Mamy pokój obszerny, wygodny, nowoczesny z urządzeniami sanitarnymi, wygodne łóżka, materace, lodówka, balkon. Obszerny hol i ogromna stołówka na dole. Trzy windy.
Na każdej parzystej kondygnacji sala telewizyjna, a na nieparzystych gabinety lekarskie i zabiegowe, przy nich przytulne poczekalnie, w nich miękkie fotele, kwiaty i stoliczki. O ile się zorientowałam, w "Kombatancie" sami staruszkowie odznaczeni różnymi medalami. Zgrzybiali, pokiereszowani, kasłający, kulejący. Takie pierwsze wrażenie.

13 lutego 1984 r.
No i nad morze. Spotykają nas łabędzie, wyciągają długie szyje i dzioby po kromki chleba. Jedzą z ręki na wyścigi. Karmią je wszyscy kuracjusze, stąd takie oswojone. Mewy z wrzaskiem całą chmurą nad nami, też coś uchwycą. Spieszymy na dwunastą na wyznaczone wizyty u lekarza. Bardzo sumiennie bada kuracjuszy. Przyjęci byliśmy dopiero po obiedzie. W wolnych chwilach czytamy "Pięćset zagadek literackich" Wasilewskiego. Kopalnia wiedzy o życiu pisarzy różnych epok i narodowości. Wrócimy jeszcze do tej książki, bo raz ją przeczytać, to za mało.

16 lutego 1984 r.
Z rana mam zabieg - parafinę, a tata jakiś inny zabieg elektryczny. Następnie gimnastyka. Ćwiczenia trudne, tak że po powrocie do pokoju nura do łóżek, jak się kiedyś mówiło: "Nie wiem gdzie ręka, gdzie noga". Trudno jednak leżeć w łóżkach, kiedy słońce cały pokój wzięło we władanie. Wstyd się wylegiwać, więc nad morze, przewietrzyć płuca i pokarmić "inwentarz". Po obiedzie poszłam sama na spacer, gdyż tacie dokuczał nagniotek na palcu. Jeszcze kilka słów o Kołobrzegu. Jest tu aż 50 obiektów wypoczynkowo - uzdrowiskowych.
Całe wybrzeże to pensjonaty i domy wczasowe, oddzielone od morza gęstym pasem leśnym. Wszędzie ławki, ławeczki, budki usługowo - handlowe na sezon letni. Czytamy poezje L. Staffa. Piękna, dużo serca, uczuciowości. Wszystko z życia wzięte. Czytamy też książkę J. Szczepańskiego "Sprawy ludzkie". Były prezes Związku Literatów Polskich wspaniale i mądrze opracował powyższy temat: sprawy ludzkie od urodzenia aż do śmierci. Tę książkę można polecić każdemu poważnie myślącemu człowiekowi.

19 lutego 1984 r.
O 9 msza święta w pięknej katedrze. Pięcionawowa świątynia wypełniona po brzegi wiernymi, tak jak wszędzie. Podziwiamy ten pięknie odbudowany obiekt sakralny. Jednak mimo różnych mankamentów, dużo się u nas robi i zrobiło. Chcąc doszukać się tylko minusów, to zawsze można tylko psioczyć i boczyć się na otaczającą rzeczywistość, i szukać winy u innych, tylko nie u siebie. Tu w Kołobrzegu, w tych 50 gmachach tysiące ludzi non stop siedzi bezpłatnie, korzystając z całego sztabu usługujących im, którzy są opłacani przez państwo. A takich uzdrowisk jest w Polsce, a jest.
Nie wiem i tak skąd na to wszystko są fundusze. Wieczorem występ aktorów z Koszalina w naszej świetlicy. Temat: Piosenka żołnierska wg Ireneusza Kanickiego "Dziś do ciebie przyjść nie mogę". Smutne wspomnienia z czasów wojny w słowach i melodii. Łza niejednemu zakręciła się w oku. Wszyscy, ile tu nas jest, poznali straszny koszmar wojny. Oby tego nikt więcej nie zaznał.

20 lutego 1984 r.
Dziś o 16. mieliśmy w nadmorskiej kawiarence "Morskie Oko" koncert kameralny pt. "Melodie z tamtych lat". Zespół "Kamerton" z Koszalina. Muzyka, śpiew, recytacje utworów Gałczyńskiego i Laśmiana. Przyjemna kawiarenka i to spotkanie z kulturą. Sala wypełniona do ostatniego miejsca. Na stoliczkach na życzenie gości napoje. Muzyka przygrywa. Młodziutka skrzypaczka zaprezentowała kilka ciekawych melodii, m.in. "Kanarek i skowronek". Inni soliści też pięknie grali i śpiewali. Rzęsiste oklaski i brawa wynagrodziły ich trud.

21 lutego 1984 r.
Dziś, jak zwykle: zabiegi, gimnastyka, potem krótki spacer i czytanie. "ABC dobrego wychowania" I. Gumowskiej. Zdawać by się mogło, że to lektura tylko dla młodzieży, nieprawda! Tę książeczkę można polecić dla każdego wieku. Podane przykłady różnych charakterów i osobowości oraz sposoby zachowania się na co dzień w każdej okoliczności, we współżyciu z ludźmi o jaskrawo występujących cechach ujemnych.
Dobre to nawet w bardzo zaawansowanym wieku. Tym bardziej, że z wiekiem wszyscy stajemy się trudniejsi do współżycia. Myśmy też pokłócili się ze sobą. Może to i dobrze dla urozmaicenia. Cóż, każdy człowiek ma prawo mieć swoje zdanie. Tylko trzeba mieć dużo wzajemnej wyrozumiałości.

24 lutego 1984 r.
Byłam znów u lekarza. Dodał mi jeszcze trochę zabiegów. Obdarzył przyjemnym komplementem - tak miłych pacjentek chcielibyśmy mieć więcej - powiedział. I rzeczywiście - starzy ludzie są okropni. W mojej obecności wtacza się do lekarza brzuchal kłócić się, że go źle obsługują, za nim idzie pielęgniarka, mówiąc, że ów pacjent systematycznie się spóźnia, a potem wymyśla i robi awantury, i przeszkadza w pracy. Po południu jak zwykle czytamy, a czytamy dziś Ewy Szelburg - Zarembiny "Samotność". Straszne!
A przypadki samotności, często bez dachu nad głową, nie są rzadkością. Na przykład na stacji w Koszalinie, gdy czekaliśmy na połączenie pociągu do Kołobrzegu zwraca sie do nas jakaś nieznana starsza kobieta i pyta, skąd my pochodzimy. Powiedziałam, że z Białegostoku - "A czy tam jest jakiś dom starców? Dzieci mnie wygnały i nie mam, gdzie się podziać". I rozpłakała się. Co jej miałam powiedzieć? Jak pomóc? A u nas w Mońkach też jest tego, a jest. Przychodzą do męża jako opiekuna społecznego, prosząc o radę i pomoc.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 29 | cz. 30 | cz. 31| cz. 32 | cz. 33 | cz. 34 | cz. 35 | cz. 36 | cz. 37 | cz. 38 | cz. 39 | cz. 40 | cz. 41
(6kB)
"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.