KARTKI Z DZIENNIKA...
|
Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973) pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.
|
"Kartki z Dziennika - część 2."
Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.
24 grudnia 1940 r.
Wigilia Bożego Narodzenia. Smutny, rozdzierająco smutny dzien, w którym najbardziej odczuwa się tęsknotę i brak drogich sercu bliskich, kochanych osób.
Wacek pisze coraz bardziej smutne listy, jest zrozpaczony, całkowicie upada na duchu, stracił wszelką nadzieję na lepsze jutro. Od nas listów nie otrzymuje, mimo że piszę 2 razy w tygodniu. Jakże ciężko, okrutny los nigdy nie pozwolił nam być razem przy wigilijnej kolacji.
A iluż to ludzi, tysiące nieszczęśliwych muszą dzień dzisiejszy spędzać za kratkami, w lochach więziennych, w kazamatach. Ileż serc złamanych, poszapanych bólem, ile oczu zalanych łzami? Tu wywieźli w nocy ojca, tam męża, syna. A setki całych rodzin powywożono gdzie w dalekie sybirskie tundry. Jakżesz tam oni przeżywają ten wieczór wigiljny?! Wszędzie cierpienia, ból i łzy.
6 lutego 1941 r.
Ach! o zgrozo... pisać nie mogę, ręka mi drży, NKWD dziś o świcie otoczyło naszą wieś i dokonało aresztowania kilkunastu młodych chłopców z działającej przeciwko sowietom partyzantki. Między innymi wzięli i naszego Stasia.
Straszny to był widok, gdy prowadzili pod bronią z bagnetami jakby jakiego najgorszego zbrodniarza... Cała wioska we łzach tonie, nawet natura jakby współczuje, bo straszna śnieżna zamieć całą noc i ranek zdaje sie przeciwstawiać, pluć w oczy barbarzyncom bez serc. A wród tej śnieżnej zawiei słychać tylko rozpaczliwe krzyki i rozdzierające jęki, które dowodzą dalszych aresztowań podejrzanych.
Co się z nimi stanie? Więzienie, zsyłka na Sybir lub śmierć. A może powrócą uniewinnieni, gdy okaże się, że donos był fałszywy.
5 marca 1941 r.
Znowu list od Wacia, znacznie weselszy od poprzednich. Pisze, że ma nieźle i że od nas otrzymał 2 kartki pocztowe i list z moją fotografią. Ja znowu w każdym licie piszę mu, aby się do domu nie pieszył, bo spotka go taki sam los jak Janka K. i innych.
3 maja 1941 r.
Takie święto. Królowej narodu polskiego. Niestety, ów naród ponownie skuty w ciężkie kajdany niewoli. Dzisiejsze więto więci się cicho, więci tylko w zbolałych sercach, więci - ocierając gorzkie łzy, jęcząc w szponach najeźdźców Zachodu i Wschodu.
Dzi cały dzien pada deszcz. Niebo płacze z nami. Sobota. Nasza dobra Matuchna i Królowa na pewno błaga zagniewanego na nas syna, aby nam przebaczył i skruszył niewoli lajdany. Ufajmy, że syn swej Matce niczego nie odmówi. Cisną się tu słowa hymnu - piosenki:
"Wróć dawnej Polsce wietnoć starożytną,
Użyźniaj pola, spustoszałe łany.
Niech szczęcie, pokój na nowo zakwitną.
Przestan nas karać, Boże zagniewany.
Przed twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie..."
20 czerwca 1941
Podwieczerze. Wróciłam z Moniek. Odprowadzałam sześcioosobową rodzinę Kisłów wywiezioną dziś przez NKWD, nie wiadomo gdzie, chyba na Sybir... Jeszcze nie mogę oprzytomnieć... Nie wiem, czy to sen straszny, czy jawa... Dom pusty, pustynia...
Z rana przyjechali wywozić polskie rodziny według już ustalonej listy. Z naszej wsi wywieźli 8 rodzin, około 40 osób. Otoczono nasz dom. Padł rozkaz:
Natychmiast ubierać się! - "Bystro, poskariej!!!" Mama - że to złote serce - pyta żołnierzy -
"Może wy głodni?". I nie czekając na odpowiedż, stawia patelnię na płytę. I już pachnie jajecznica na skwarkach. Zajadają łapczywie zdziwieni i zaskoczeni... Ale trzeba sie pakować.
Mama pyta z płaczem -
"A gdzie wy nas wywozicie? - Nie znajem, znajet naczalstwo." A co możemy ze sobą zabrać? - "Bierytie wsio, budiet wam nużno."
A więc pakujemy na cztery wozy wory zboża, mąki, połcie wędzonej kiełbasy, szynki. Chleb upieczony, więc całe dziesięć bochnów, dwa kufry ubrania, obuwia i wiele różnych potrzebnych rzeczy.
Stało się więc to. czego ojciec najbardziej się obawiał. Zawsze bowiem mówił: -
"Wszystko przecierpimy, bymy mogli tylko dosiedzieć na miejscu". Niestety, to straszne nas nie minęło, tak jak inne rodziny, z którychkto był podejrzany o działalnoć w partyzantce. Muszą wyjechać bez cienia oporu.
Ojciec tylko przeżegnawszy się powiedział z heroizmem -
"Taka wola Boża". I wszystkiemu się poddał, podtrzymując na duchu mdlejącą mamusię. Widziałam, z jakim bólem serc musieki porzucić, pożegnać swe domostwo, ołtarzyk domowy, całe obejście, inwentarz. Wszystko, z czym przeżyli dotychczasowe życie. Wypędzeni z własnego domu, ojcowizny, ba! z własnej Ojczyzny! Czy będą, nie daj Boże, umierać na obczyźnie, na dalekiej Syberii? Nie, to niemożliwe, oni muszą wrócić.
Wyjeżdżamy ze wsi do stacji kolejowej, do Moniek. Tam zgiełk, płacz dzieci, krzyki. Kto się opierał rozpaczliwie wywózce, został zabrany przemocą, pod bronią. Tylko z miewielkim bagażem ręcznym, a to groziło głodem w czasie dalekiego transportu do Rosji. A więc mama, czekając na załadunek do wagonów, siedząc na wozie, krajała chleb, robiła kanapki i rozdawała głodnym dzieciom. To trzeba widzieć i przeżyć, opisać się nie da, brak mi słów...
Nie wiem - może co komu sądzone? Ja zostałam, gdyż nie byłam w domu, gdy aresztowano 2 lutego Stasia i kolegów i nie znalazłam się na liście skazanych na wywózkę.
cdn...
przeczytaj - cz. I
"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku.