Edwarda Kisło - "KARTKI Z DZIENNIKA"...

KARTKI Z DZIENNIKA...

Pani Edwarda Kisło urodziła się Dolistowie (obecnie gm. Jaświły).
Pracę nauczycielską rozpoczęła po wojnie w Przytulance, a potem do emerytury (1973)
pracowała w Mońkach.
Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za działalność zawodową i społeczną.
Od połowy lat 80 jest członkiem Nauczycielskiego Klubu Literackiego
przy Zarządzie Okręgu ZNP w Białymstoku.
JUŻ WKRÓTCE "SYBIRACZKA" - WSPOMNIENIA JADWIGI SOLIŃSKIEJ...

"Kartki z Dziennika - część 57"

Codzienne zapisy p. Edwardy zaczynają się 24 sierpnia 1939 r., a kończą w wigilię 1990 roku. 260 stron, miejscami bardzo szczegółowych i osobistych, zapisków spina trzy epoki klamrą wspomnień kobiety zawsze aktywnej - próbującej, wbrew wszelkim przeciwnościom, kształtować życie w sensowne formy.

21 czerwca 1987 r.

Spacerkiem do chatki Żeromskiego. Tłumy zwiedzających. Przed 10 laty objaśniał i omawiał eksponaty przewodnik. Dziś technika - wszystko wykonuje taśma magnetofonowa obsługiwana przez młodą dziewczynę. Doskonałe wykonanie. Eksponatów dużo - meble, książki, części garderoby, którą nosił autor "Przedwiośnia", a które najbardziej mi się podobało z ogromnej ilości wspaniałych dzieł, powieści, nowel i opowiadań.
Chciałoby się tak oglądać, myśleć, dumać, ale jeszcze Mauzoleum Adasia i na omszały, kamienny stolik z ławeczką trzeba rzucić okiem. Tu pisarz siadał i tworzył w cieniu prastarych drzew. Zawsze stare, potężne, dostojne drzewa mnie urzekają. Były świadkami wielu wydarzeń historycznych. Tu przechadzali się wielcy i przeciętni ludzie, których już nie ma.

22 czerwca 1987 r.
Zachwycił wszystkich chłopięcy zespół "Echo" z Lublina. Chłopcy w wieku lat dziesięciu przeważnie. Było ich około sześdziesięciu. Jak zaśpiewali "Cześć polskiej ziemi, cześć, ojczyźnie naszej cześć", to mi się łzy polały, a serce o mało nie wyskoczyło. Mąż podał mi nitroglicerynę. A oni śpiewają, śpiewają nasze dawne, międzywojenne słowa i melodie, na których myśmy się wychowali. Tamte dni ożyły z ogromną siłą. Tak, a łzy płyną i nie ma sił je powstrzymać.

25 czerwca 1987 r.
Lubelskie promieniuje przejawami kultury szeroko pojętej nie tylko w kraju, lecz i zagranicą. Dziś w pałacu Małachowskich znów wystąpił dziecięcy zespół muzyki dawnej "Scholares Minores" z Poniatowej. Zespół liczy 300 członków. Dzieci od 4 do 15 lat. Tu było czterdzieścioro. Muzyka na przeróżnych dawnych instrumentach, dawne dworskie, poważne tańce z wielką gracją. Paziowie zwinnie fikali koziołki, zręcznie stawali na głowach. Śpiewy chóralne - tylko łacina. Teraz zespół, oczywiście w mniejszym składzie, wyjeżdża do Japonii. Będzie to już 21 podróż zagraniczna. Tak też można rozsławiać imię Polski.

27 czerwca 1987 r.
Mieliśmy dużo prelegentów z Lublina. Dziś lekarz kardiolog zapoznał nas z chorobami serca, ich zapobieganiem, zwalczaniem, leczeniem. Posypały się pytania. Nic dziwnego. Dziś to absorbuje społeczeństwo. W różnym wieku jest najwięcej umieralności na serce. Odpowiedzi - to spokój, umiarkowanie w wysiłku umysłowym i fizycznym oraz w jedzeniu i piciu, pogoda ducha, gwarantują przedłużenie życia i zdrowia. Dozwolone jest wprawdzie wszystko, ale tylko w granicach normy. Nawet koniaczek w małej ilości.

29 czerwca 1987 r.
Jutro wyjeżdżamy. Koniec turnusu. Jeszcze dziś ostatnia atrakcja- występ Koła Gospodyń Wiejskich z Lubelskiego. Tematyka różna. Satyra związana z życiem dzisiejszej wsi, dużo polityki dość ostrej, ukazującej ciężką pracę na roli, która żywi cały kraj. Trochę sprawy męsko - damskie, dużo humoru, tańca i przyśpiewki. Co dziwne - same kobiety, połowa przebranych za mężczyzn. Drżyjcie chłopy - baby górą!!!

6 lipca 1987 r.
Co w domu? Istny młyn. Zaniedbany ogród użytkowy i ozdobny. Zielsko, chwasty, nie wiadomo za co najpierw się brać. Na domiar, pisanie sprawozdań do sądu. Żeby chociaż ci podopieczni sami się zgłaszali - skąd! Trzeba ich szukać i często trudno znaleźć tych milusińskich. Mają święty obowiązek zgłosić się do kuratora chociaż raz w miesiącu. I co? Ano, co ich to obchodzi. Obowiązek? Fe! Im tam wszystko jedno. Posadzą znów, to posiedzą. Bezpłatne mieszkanie, wikt i opierunek. Boże, ileż tego elementu przestępczego! Toż to ciężar społeczny. Ni rodzinie, ni społeczeństwu, ni sobie.

8 lipca 1987 r.
Jak dotąd przepiękny, pogodny, upalny lipiec. Truskawki dojrzewają, na razie zjadamy je i częstujemy innych. Rozkwitłe w całej krasie białokremowe jaśminy i róże odurzającym wprost zapachem wypełniają cały ogród, przez otwarte okno i drzwi nawet mieszkanie. Wieczorem przemiły zapach maciejki.

24 lipca 1987 r.
ZBoWiD urządził wycieczkę do Warszawy celem zwiedzenia odbudowanego Zamku Królewskiego. Tego najpiękniejszego zabytku naszej narodowej kultury. Najpierw Starówka i Powązki. Tyle znanych nazwisk na nagrobkach. Wreszcie Zamek - cudeńka. Wspaniały, bogaty w akcenty przeszłości. Zdumieni byliśmy przepychem Królewskiego Zamku. Przewodnik mówił o nadludzkich wysiłkach ludzi ratujących, co się dało, przed wysadzeniem w powietrze tego obiektu w czasie wojny przez Niemców. Mówił o ofiarnych pracach przy odbudowie i podniesieniu do dawnej świetności, o mozolnej, mrówczej pracy artystów oraz młodzieży. To wysiłek olbrzymi, ale Zamek mamy w całej okazałości.

16 sierpnia 1987 r.
Z wielką paradą oraz z czcią i powagą powitano obraz Matki Boskiej Wędrującej u nas w Mońkach. Około 40 biskupów i kardynałów z prymasem Glempem na czele, przedstawiciele duchowieństwa z Watykanu, wielka rzesza księży z całej Polski uświetniło to wielkie wydarzenie religijne. Przybyło mrowie wiernych z okolicznych parafii, morze głów wokół kościoła. Kult maryjny w Polsce bardzo wysoki. O godz. 15 rozpoczął się ten piękny ceremoniał, który trwał bez przerwy całą dobę, łącznie z nocnym czuwaniem. Byli też przedstawiciele radia i telewizji oraz prasy.

28 sierpnia 1987 r.
Znowu wczasy w Bułgarii. Tym razem w Drużbie. Morze Czarne ściąga wczasowiczów z wielu krajów. Mnóstwo Polaków tu w Drużbie. Pierwszy raz skorzystaliśmy z basenu siarkowego. Coś wspaniałego. Woda ciepła, wręcz gorąca. Rozkoszne pływanie, chlapanie się w niej. Ludzi jak mrówek. Od staruszków o lasce, po dzieciaczki na ramionach rodziców. Różnojęzyczność.

3 września 1987 r.
Zaprzyjaźniliśmy się z aktorami z Warszawy - Wandą Tyszkiewicz i Edmundem Sokólskim. Spotykamy się w restauracji "Czarnomorec". Jak we wszystkich krajach południowych większość stołów ustawionych na zewnątrz pod dużymi parasolami, wśród drzew nad samym morzem. Przyjemnie tam posiedzieć, pogawędzić, coś zjeść.

cdn...
przeczytaj - cz. 1 | cz. 2 | cz. 3 | cz. 4 | cz. 5 | cz. 6 | cz. 7 | cz. 8 | cz. 9 | cz. 10 | cz. 11 | cz. 12 | cz. 13 | cz. 14 | cz. 15 | cz. 16 | cz. 17 | cz. 18 | cz. 19 | cz. 20 | cz. 21 | cz. 22 | cz. 23 | cz. 24 | cz. 25 | cz. 26 | cz. 27 | cz. 28 | cz. 29 | cz. 30 | cz. 31| cz. 32 | cz. 33 | cz. 34 | cz. 35 | cz. 36 | cz. 37 | cz. 38 | cz. 39 | cz. 40 | cz. 41 | cz. 42 | cz. 43 | cz. 44 | cz. 45 | cz. 46 | cz. 47 | cz. 48 | cz. 49 | cz. 50 | cz. 51 | cz. 52 | cz. 53 | cz. 54 | cz. 55 | cz. 56

"Kartki z dziennika 1939 - 1989" p. Edwardy Kisło wydał w 1996 roku Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku
przy finansowej pomocy UMiG w Mońkach, PU-PH "MONROL", PP-H "REVMOD" oraz Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej.