28 stycznia 2005 r. (piątek) o godz. 19.00 w Copernicus Center (5216 W. Lawrence Chicago IL) odbył sie przedpremierowy pokaznajnowszego filmu Jarosława Żamojdy ("Młode wilki", "6 dni Strusia"), po raz pierwszy w całości sfinansowany przez Polonię amerykańską.

USA: Strzał w dziesiątkę – rozmowa o pierwszym polskim filmie zrobionym w Chicago - W jakich okolicznościach pojawił się pomysł nakręcenia pierwszego filmu polskiego w Chicago? Andrzej Krukowski: Dosłownie, przy kolacji. Jarek Żamojda - reżyser, który zrobił film „Młode wilki” i jest takim reprezentantem młodego kina burzy i naporu w Polsce, zjawił się tutaj z okazji premiery filmu „Stara Baśń” i powiedział, że ma parę propozycji filmowych. Gdy zapytałem o szczegóły, powiedział, że jest np. taki film, trochę sensacyjny, o handlu żywymi organami. Ale trzeba by znaleźć producenta. W związku z tym, że znałem Krzysztofa od bardzo długiego czasu i wiedziałem, że jest bardzo otwarty na wszelkiego rodzaju propozycje, przedstawiłem mu pomysł, by zrobić film. Zapytał, ile pieniędzy potrzeba. Powiedziałem: „Nie wiem, spotkajmy się na kolacji z reżyserem, to będziemy rozmawiali”. I w ciągu jednego popołudnia umówiliśmy się na kolację i panowie Krzysztof Karbowski i Jarek Żamojda przypieczętowali układ reżyser-producent. Od tego rozpoczęła się praca nad filmem. Potem były już zdjęcia. - Co spowodowało, że panowie tak szybko podjęliście decyzję o realizacji filmu? Krzysztof Karbowski: Przede wszystkim sam temat filmu i wizja jego realizacji przedstawiona przez Jarka Żamojdę. Ponadto, tak się złożyło, że Jarek Żamojda, był moim idolem, ceniłem filmy, które zrobił. Była więc okazja i dobry moment, by zacząć realizować marzenie. I mamy zamiar to dalej kontynuować. Już toczą się rozmowy na temat następnych trzech filmów. - Dlaczego postanowiliście zacząć właśnie od tego filmu? Co was przekonało? KK: Przede wszystkim temat i przedstawienie planów przez Jarka, tego jak on sobie to wyobrażał, kto ma grać w tym filmie (m. in. obsadzenie w roli głównej Ani Przybylskiej, niesamowicie utalentowanej aktorki, dla której to była pierwsza główna rola oraz Katarzyny Bujakiewicz, również świetnej aktorki). Poza tym to, że Andrzej również miał wystąpić. I co było ciekawe, gdy przejrzałem listę ludzi, którzy mieli zagrać, okazało się, że są na niej ludzie, którzy nigdy wcześniej nie grali w filmie i scenariusz był dopasowany właśnie do tych osób, do ich charakterów. - Czyli mógł się im spełnić „American dream”? KK: Dokładnie. Wspaniałe było to, że ci normalni, przeciętni ludzie mogli zagrać w pełnometrażowym filmie. Dla niektórych z nich to był właśnie „American dream”. I to była jedna z tych rzeczy, która mi się bardzo spodobała. - Jak to wyglądało z aktorskiego punktu widzenia. Andrzeju, ty już miałeś wcześniej doświadczenia aktorskie. Czy rzeczywiście tacy naturszczycy potrafią dobrze zagrać w filmie? Czy Twoim zdaniem trzeba mieć jednak jakieś przygotowanie aktorskie? AK: Myślę, że jeżeli chodzi o film szanse są o wiele większe niż w teatrze, bo w filmie jest tak, że można coś przyciąć, wyciąć... Myślę, że to był strzał w dziesiątkę. Oczywiście trzeba poczekać na efekt końcowy, bo z filmem nigdy nie wiadomo. To publiczność oceni, jak jest dobry. Chciałbym jeszcze przy okazji nawiązać do wypowiedzi Krzysztofa. Zmienia się oblicze młodej Polonii a Krzysztof jest właśnie reprezentantem tego nowego pokolenia i nowego pokolenia polskiego biznesu. A robienie filmów jest to strasznie trudna dyscyplina, tylko dla orłów. Można osiągnąć sukces na każdym innym polu, włącznie z giełdą, ale jak przychodzi do produkcji filmów, to to jest tylko i wyłącznie dla najlepszych. Dlatego, jak pojawiła się możliwość zrobienia tego filmu, zaproponowałem to Krzysztofowi. Od dawna myślałem, że przyjdzie nasz czas, 30 – latków, kiedy mocno i agresywnie wejdziemy nie tylko na rynek amerykański ale i na rynek polski. To jest pierwszy polski film wyprodukowany za pieniądze amerykańskie, pochodzące z biznesu polskiego w Chicago. To jest wielki sukces dla nas, dlatego teraz, gdy jedziemy do Polski, jedziemy nie jako usługowcy, ale ci, którzy są w stanie realizować swoje wizje. Więc z niecierpliwością czekamy na 29 stycznia, kiedy odbędzie się chicagowska premiera filmu (premiera polska jest tydzień wcześniej, a w Nowym Jorku - 28 stycznia). Bardzo mi zależy, by Krzysztofowi się udało i te pieniądze, które zainwestował, odzyskał z powrotem. Krzysztof powiedział, że nawet jak wyjdzie na zero, to jest szansa by zrobić następny film. Bo jeden film może zrobić każdy, tak jak napisać jedną książkę, ale zrobić rekontynuację to już jest sukces. - Czy sądzicie, że temat dotyczący sprzedaży organów może przyciągnąć młodą Polonię do kin? KK: To nie jest film tylko o handlu organami. To jest film o przyjaźni, miłości, o przeżyciach nastolatków, jest w nim pokazana popkultura polska. To film o młodych ludziach, którzy szukają przeżyć. A że im się trafia taka przygoda... Jest to tylko jedna spośród wielu innych przygód, jakie się im trafiają. Jestem ojcem dwóch chłopaków i mogę z tego punktu widzenia powiedzieć, że w tym filmie jest dużo przestróg dla nich, czego nie powinni robić. Podkreślałem to Jarkowi, by pokazał, że oprócz zabawy są jeszcze konsekwencje: jak coś się może skończyć, komu wierzyć, komu nie, jak naiwni są ludzie... - W jakim stopniu film był produkowany w Polsce a w jakim w Chicago? AK: Pieniądze na film są Krzysztofa, było silne wsparcie grupy aktorskiej z Chicago (ja, Tomek Klecyngier), produkcja odbyła się w Polsce, a promocja filmu będzie podzielona na dwa niezależne rynki polski i amerykański. KK: To był pierwszy polski film poczęty w Chicago. Dlatego, że my mieszkamy w Chicago, a to jest jedno z takich ulubionych miast dla Polaków, jest nas tu bardzo dużo i chcielibyśmy pokazać, że wśród Polonii chicagowskiej są ludzie, którzy interesują się kulturą, sztuką, filmem, popierają to i potrafią to wesprzeć. Chcielibyśmy w Polsce zareklamować to Chicago. Stąd w filmie są aktorzy z Chicago i firma producencka jest chicagowska. Premiera też obędzie się w Chicago. - Na planie filmowym zetknęli się ludzie z Polski i Stanów, którzy myślą chyba troszeczkę innymi kategoriami? Czy dogadywali się bez problemów? KK: Jedna z takich ciekawszych wesołych historii, jakie nam się przydarzyły, dotyczyła lunchów. Dlatego, że na planie filmowym wszystko musi być dowiezione. Wszyscy, nie było znaczenia, jaką rolę pełnili w tym filmie, stali w kolejce i jedli to samo. Jedna kolejka, jedno jedzenie... Dla niektórych to było szokujące, że pan kierowca czy pan od prądu siedział przy jednym stole z aktorem czy producentem. To się wszystkim bardzo podobało i już po pierwszych dwóch dniach wszyscy mówili, że jest bardzo fajna atmosfera. To było coś po amerykańsku, wszyscy byli równi. Było jeszcze kilka innych śmiesznych sytuacji. Na przykład: ludzie nie wiedzieli często kto jest kim na planie, bo nie zawsze wszyscy tam bywali. I kiedyś ktoś mnie poprosił o przyniesienie kawy. Zrobiłem to, bo mogłem w ten sposób pomóc i potem, jak ten człowiek dowiedział się, że ja byłem producentem było dużo śmiechu. - Czego nauczyliście się dzięki temu filmowi i co on zmienił w waszym życiu? AK: Nauczyłem się, że jeżeli coś się chce, to można to osiągnąć. Jak człowiek chce wyprodukować film, to też jest to możliwe. Krzysztof wymarzył to sobie – i zrobił to, Tomek Klecyngier, chciał zagrać w filmie i zrobił to. I moja nauka wynika jakby z podpatrywania ich, że jak chcę, to mogę. To zaowocowało moimi przemyśleniami na kolejne projekty. KK: Teraz można już odważniej myśleć. To była pierwsza produkcja międzynarodowa i to jest też szkoła, jak połączyć dwa różne kraje, nawet technicznie. W Chicago prowadzi się firmę nieco inaczej niż w Polsce. Prawo, adwokaci, papiery, to wszystko musiało się dograć. Więc dla mnie to była nauka, jak to wszystko działa. A już teraz wiemy, że będziemy robili kolejne filmy. - Jesteście bardzo zadowoleni z produkcji... KK: Według nas ten film wyszedł super, już słyszeliśmy dużo komplementów od dystrybutorów, którzy go widzieli. Dlatego mamy szerokie plany odnośnie filmu i odnośnie Chicago. I fajne w tym wszystkim jest to, że dla wielu ludzi nie trzeba było wyjeżdżać z Polski, by spełnił się ten „American dream”. - Rh+ to... AK: Bloody, good movie (śmiech). KK: Opowieść o tym, kim naprawdę jesteś. Jak obejrzysz „Rh+” nigdy nikomu nie dasz swoich dokumentów do wglądu i nie udostępnisz swoich danych personalnych... - Gdzie w Chicago zobaczymy ten film? KK: Przez dwa weekendy (28-30 stycznia i 4-6 lutego) będzie wyświetlany w Copernicus Center. Uroczysta premiera odbędzie się 29 stycznia też w Copernicus Center. - Kiedy film będzie dostępny na DVD czy kasetach video? KK: Prawdopodobnie pod koniec kwietnia. Ale ten film moim zdaniem powinien być obejrzany głównie na dużym ekranie, ze względu choćby na zdjęcia. - Dziękuję za rozmowę. (Wywiad Agnieszki Flakus - opublikowany na stronie www.polonia.pap.net.pl) Na zdjęciu od lewej: Krzysztof Karbowski - producent, Andrzej Krukowski – aktor

Dziękuję Agnieszce Znosko z Chicago za informację...
(kp)