<<< wstecz .::.

Nie ma problemu dla Moniek


Sytuacja z nowym składem węgla w Mońkach, wygląda mniej więcej tak, jakby podkręcona przez kogoś mała grupka osób podniosła rwetes, żeby zabrać sąsiadowi kupionego niedawno małego fiata albo poszczuć na niego policję i wszelkie inne służby oraz inspekcje.
Z tego tylko powodu, że na YouTube są filmiki o gościu spod Katowic, który rozjeżdża podobnym fiacikiem sąsiadów i rowerzystów oraz przysłowiowe „zakonnice na pasach”...

Opowieści o „Śląsku w Mońkach” nie sprawdzają się na razie, mimo usilnych prób powielania ich wszelkimi sposobami - przez małą grupę zainteresowanych oraz lokalny Urząd Miejski

Rzecz w tym, że setki tysięcy ton węgla rocznie składowane były przy ulicy Szkolnej i sprzedawane przez Spółdzielnię Transportu Wiejskiego od kilkudziesięciu lat. Do tego dochodziły nawozy, cement i wapno. Wszystko to obsługiwał tabor kilkudziesięciu ciężarówek - często klamotów również ruskiej produkcji - które jadąc łomotały tak, jakby „czort babkę wiózł po bruku”.
To, że STW podupadło w ostatnich latach, pojawiła się liczna konkurencja i zmniejszyła intensywność składowania w/w materiałów i handlu nimi - nie zmienia faktu, że od dawna miejsce to przeznaczone jest w planie zagospodarowania miasta na dokładnie tego typu działalność.

Burmistrz nie jest żadnym gospodarzem tego, ani innego prywatnego terenu na terenie miasta. Jego uprawnienia i obowiązki określa precyzyjnie ustawa o samorządzie gminnym.
Zgodnie z obowiązującym prawem, ani właściciel placu ani jego najemca - nie muszą się nikomu meldować zanim przed rozpoczęciem działalności, ani tłumaczyć z tego - co mają zamiar robić.
Nie muszą niczego uzgadniać ani z panem Karwowskim, ani radnymi - gminnymi czy powiatowymi. Powinni działać zgodnie z prawem i w jego ramach - co dokładnie w opisanym przypadku czynią, płacąc wielusettysięczne podatki do gminnej kasy. Rolą samorządu jest pomoc przedsiębiorcom i ułatwianie im pracy...
Życzenie pana sekretarza Jabłońskiego, żeby „tak samo jak się tu cicho wprowadzili, tak samo cicho się stąd wynieśli” - nie jest ani poważne, ani na poziomie samorządowego urzędnika i radnego powiatu.

Na razie nie ma żadnego „problemu dla Moniek”, jak próbuje wmawiać wszystkim pan burmistrz Karwowski. Są prywatne interesy kilku osób, posiadających działki i domy w najbliższym sąsiedztwie składu. Stawiając je - nie sprawdzili widocznie miejscowego planu zagospodarowania i nie byli świadomi, że stawiają je na terenie przemysłowym.
Nie dziwię się ich protestom i obawom przed potencjalnymi, chociaż na razie nie mającymi miejsca, uciążliwościami. Współczuję ewentualnej utraty wartości działek i nieruchomości.
Jest to jednak tylko i wyłącznie ich problem. Nie ma co sztucznie, na siłę wciągać całego miasta i gminy - w budowany przez kilku protestujących i podsycany nie sprawdzonymi plotkami konflikt.
O nikłym zainteresowaniu tym „problemem” mieszkańców Moniek - najlepiej świadczy fakt, że po zmasowanej akcji informacyjnej na osiedlach oraz w internecie i całodziennych telefonicznych zaproszeniach Urzędu Miejskiego - na popołudniowe spotkanie z ekipą Polsatu przybyło łącznie ok. 50 osób (razem z urzędnikami i emerytowanymi kibicami - chodzącymi na wszystkie tego typu wydarzenia). Jakby nie liczyć - wychodzi 0,5% mieszkańców 10-tysięcznych Moniek i 0,32% prawie 16-tysięcznej gminy Mońki.
Czy, gdyby w nowym budynku przy ul. Wyzwolenia, zamiast sklepu otwarto salon afrykańskich tam-tamów i walono w nie od rana do wieczora - obeszłoby to kogoś z protestujących przeciw nowemu składowi węgla mieszkańców ulicy Szkolnej, czy tzw. Zatorza? Czy wylegli by tłumnie na ulice, gdyby na terenie dawnej UNITRY otworzył ktoś skład nawozu i cementu luzem? Nie myślę...

Wśród kilkunastu zaangażowanych w protest mieszkańców - są również moi znajomi i przyjaciele. Cenię sobie znajomość i współpracę z nimi. W tej sprawie mam jednak zupełnie odmienne zdanie. Uważam, że dali się wkręcić w spiralę plotek i internetowych mitów, bo na razie fakty są zupełnie inne niż węglowe „opowieści z mchu i paproci”.
Uczestników kolejnych, telewizyjnych wieców coraz bardziej ponoszą emocje i fantazje, co zamiast uspokoić sytuację - niepotrzebnie ją podgrzewa. Czyni też szkodę miastu i finansom zadłużonej gminy.

Chociaż na razie nie ma żadnego „problemu dla Moniek”, może się on pojawić i to szybko...
Po całym tym, sztucznie nakręcanym „antywęglowym hejcie” - pies z kulawą nogą nie zainteresuje się inwestowaniem tutaj, czy otwieraniem jakiejkolwiek działalności.
Bez tego nie będzie wpływów do budżetu gminy ani nowych miejsc pracy.
Nie mniejszym problemem mogą być ewentualne roszczenia odszkodowawcze ze strony traktowanej niezgodnie z prawem i zaszczuwanej donosami oraz kontrolami firmy.
O tym na razie niestety nie myślą - ani pan burmistrz, ani wspierający go w tych działaniach radni.

Wybory się skończyły rok temu, panowie i panie - nie ma co wiecować i bić piany. Zobowiązaliście się do rozwiązywania rzeczywistych problemów miasta i gminy. Nie twórzcie więc i nie podsycajcie sztucznych konfliktów.
Kilkadziesiąt metrów od urzędu miejskiego hoduje się świnie, a niedawno przez tydzień tak jechało w całych Mońkach gnojowicą, że nos się wykręcał. Nikomu wtedy nie przyszło do głowy protestowanie i ściąganie telewizyjnych ekip.
Czyżby swój smród tak nie bolał?...

Krzysztof Pochodowicz