<<< wstecz .::.

O tym jak marnujemy czas i pamięć


Za każdym razem, gdy ktoś poprosi mnie o powiedzenie czegoś ciekawego, do głowy przychodzi mi tylko jedno - kostka czekolady ma średnio 32 kalorie. Obliczyłam to któregoś razu w jakimś supermarkecie i nie mam pojęcia, dlaczego ta informacja zajmuje w mojej pamięci tak szczególne miejsce.
Tego typu „ciekawostek” jest w naszej podświadomości mnóstwo, być może wiele z nich nigdy nie ujrzy światła dziennego, być może wiele z nich do niczego nam się nie przyda. Ale są i dają o sobie znać zwykle wtedy, gdy marnotrawimy czas.

To właśnie swój czas marnuje się najszybciej i najboleśniej. Często zdajemy sobie z tego sprawę dopiero po latach, gdy nie jesteśmy w stanie go w żaden sposób odzyskać. Nie chodzi tu o cofnięcie czasu i wypełnienie go innymi zdarzeniami.
Chodzi o wyciągnięcie jakiejś nauki, doświadczenia z przeżytych chwil. Jeżeli robimy coś, co nie ma wpływu na nas i nasze życie, bądź co nie odbija się w żaden sposób na życiu innych, to jest to puste działanie - czas, który przeleciał nam przez palce niczym woda.
Do takich pustych działań mogłabym zaliczyć przede wszystkim czekanie - stanie w kolejce po chleb, oczekiwanie na pociąg, serial w telewizji, czy cud.

Oczywiście, wg „efektu motyla”, nawet kichnięcie pani z kiosku, może odbić na czyimś życiu swoje piętno. Podkreślmy więc, że chodzi tu o zmiany, które mogą zajść w czyjejś głowie (myśleniu, postrzeganiu) na stałe, albo przynajmniej dłuższy okres czasu.
Mnie zwykle w takich sytuacjach, gdy muszę stać bezczynnie, galopują w głowie myśli. Często są pomocne - coś sobie przypomnę, coś postanowię, coś zaplanuję, uświadomię itd. Są jednak przeplecione milionem zbędnych refleksji, zapadających w pamięć i zalegających gdzieś na jej dnie, np. że pani przede mną ma skosmacony sweter, „Delma” ma nieparzystą liczbę liter, a kartony z mlekiem stoją nierówno.
Pewnie te informacje nigdy mi się do niczego nie przydadzą, ale jeśli w jakiejś rozmowie padnie słowo „Delma”, przypomnę sobie o niesparowanych literach, a w rozmowie o zniszczonych ubraniach, stanie mi przed oczami pani w skosmaconym swetrze.

Sytuacją skłaniającą nas do oddawania się tej niechlubnej czynności tracenia czasu, jest również podróżowanie. Musimy niestety poświęcić spory fragment swojego życia na dotarcie do celu i dopóki nikt nie wymyśli teleportera, podróże będą cieszyć się swoją złą sławą.
Co inteligentniejsze jednostki stojąc w korku oddadzą się lekturze książki, bądź interesującej rozmowie z innymi pasażerami. Jednak wielu z pozostałych - w tym ja - będzie zachodzić w głowę, dlaczego stoją bez ruchu w miejscu, jakie to męczące, drażniące i pełne beznadziei.
Podobnie rzecz ma się z nałogami - picie „do ściany” nie równa się wyjściu towarzyskiemu, gdzie nie skrępowani podzielimy się swoimi cudownymi przemyśleniami. Nasz umysł może wyjść z każdej opresji cało i bogatszy o nowe, pożyteczne doświadczenie. Jednak, z dużą dozą prawdopodobieństwa, stojąc i paląc papierosa - będziemy rozmyślać o tym, z jaką prędkością trawi go ogień i z jaką delikatnością popiół sypie się na ziemię. Tyle z tego naszej nauki, że popiół jest delikatny.

Nie neguję oczywiście, że przemyślenia, nawet na te najdziwniejsze tematy, czynią nas osobami ciekawszymi, zabawniejszymi, bardziej wprawionymi w sztukę rozmyślania. Zwracam jednak uwagę na efekt takiego działania i własną reakcję - o czym ja, na Boga, myślę?!
Nasza produktywność w tym zakresie nie nadaje się na temat przewodni książki, wykładu czy dyskusji... bo cóż można odpowiedzieć na to, że kostka czekolady ma 32 kalorie? Zakopujemy więc to w sobie niczym nasz najdroższy skarb.
Zdarza mi się także przyłapać na myśleniu o niebieskich migdałach w chwilach wysłuchiwania nudnych wywodów, czy czytaniu niezbyt ciekawych rzeczy. Zapatruję się w ruch czyichś warg, lub kompletnie wyłączam umysł i nie jestem w stanie przypomnieć sobie tego co przeczytałam, bądź usłyszałam. Zwykle wydaję się być tym bardziej zmęczona, niż jakąkolwiek pracą fizyczną.
Jak chory, który przeleżał cały dzień w łóżku i czuł się jeszcze bardziej chorym. Świadomość zmarnowanego czasu dociera do nas i przyznajmy, że nie działa zbyt motywująco.

W każdym z tych bezproduktywnych działań może się pojawić - i zapewne pojawia się refleksja, lecz często jest to po prostu tzw. „zawiecha”, myślenie o niczym konkretnym, bądź nawet nie-myślenie. Brak działania łączy się z brakiem pożytecznego rozumowania.
Liczenie kalorii to przecież strata czasu, jeżeli nie jesteśmy na żadnej diecie. Mimo to, zawsze gdy widzę czekoladę, przypomina mi się ta cyfra - 30 plus 2. Dodatkowo, nie wiem czemu, zawsze szukam powodu, dla którego analizuję swoją pamięć. Człowiek próbując odnaleźć sens w samym sensie, potrafi tak zaplątać się we własnych myślach i wnioskach, że nie wie już co jest przedmiotem jego rozmyślań, jaki był ich początek i czy w ogóle nastanie ich koniec.
Wyobrażam sobie pamięć, jako wielką ścianę pełną szuflad, w których jest dosłownie wszystko, co kiedykolwiek zobaczyliśmy, usłyszeliśmy, pomyśleliśmy. Są tam wszystkie odpowiedzi. Szkoda tylko, że nie wiemy gdzie i zanim do nich dotrzemy, musimy pootwierać dziesiątki albo i setki innych. Pospolicie nazywa się to p r z y p o m i n a n i e m.

Szuflada, która wystarczająco często jest przez nas otwiera zapada w pamięć i proces rozumowania i kalkulacji zostaje pominięty na rzecz natychmiastowych wniosków i odpowiedzi. Więc ile kalorii ma kostka czekolady? Trzydzieści dwie.
Oczywiście marnowanie czasu ma swój cel i nie da się go uniknąć. Nie zrobimy zakupów nie doczekawszy się swojej kolejki i nie dotrzemy do pracy na samo pstryknięcie palcem. Zamyślajmy się, być może wpadniemy na jakieś cudowne pomysły! Musimy jednak pamiętać, że czasu nie da się przetworzyć, przerobić i odzyskać - a myślenie nad tego typu czynnościami, jest równie bezsensowne jak podjęcie próby ich wykonania. Czas ucieka, kiedy czekamy na deszcz, liczymy dni do wypłaty, lub próbujemy sobie przypomnieć piosenkę. Nie odzyskamy go naprawiając błędy z przeszłości i nie oszczędzimy planując przyszłość. Czas umiera z sekundy na sekundę tak samo, jak z każdą sekundą sami zbliżamy się do śmierci.

Posłuchajmy więc Marka Twaina: „(...) odwiążmy liny, opuśćmy bezpieczną przystań. Złapmy w żagle pomyślne wiatry. Podróżujmy, śnijmy, odkrywajmy”... i myślmy. Tylko jakby trochę bardziej wybiórczo...
Justyna Łukaszuk