Dwumiesięcznik turystyczno - kulturalny. Redaktor Naczelny - Gertruda Samojlik

PIEŚŃ ŻYCIA...
Mikołaj Samojlik - pisarz, poeta, piewca Biebrzy

(38kB)
Wiejskie dzieciństwo
Mikołaj Samojlik urodził się 16 kwietnia 1934 r. we wsi Grzebienie. Jego rodzice Maria i Włodzimierz Samojlik byli rolnikami. Gospodarzyli na sześciu hektarach pola oboje śpiewali w chórze cerkiewnym. Cerkiew świętego Iliasza, w której ochrzczono Mikołaja, mieściła się w sąsiedniej wsi Jaczno. To po rodzicach odziedziczył piękny, donośny głos.
Jego matka była kobieta ciepłą i troskliwą; ojciec zaś był pracowitym człowiekiem: cieślą, zdunem, stolarzem, rybakiem, pszczelarzem i rolnikiem wszystkie te zawody wykonywał w zależności od potrzeb.
Druga wojna światowa nie ominęła Grzebieni. Z tego okresu wbił się w pamięć małego Mikołaja moment, w którym wraz z rodzicami ukrywali się gdzieś w piwnicy za wsią. Pamięta też śmierć Matuszki Niesłuchowskiej, którą dosiągł odłamek pocisku sowieckiego, kierowany na Niemców. Jego grób znajduje się na cmentarzu a Jacznie. Podczas drugiej wojny światowej uczył się samodzielnie w domu. Po wojnie zdał egzamin do piątej Różanymstoku. Świadectwo ukończenia siódmej klasy Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego otrzymał 25 czerwca 1949 roku. Teraz mógł pomagać ojcu w pracy. Był przecież najstarszym i jedynym synem. Kiedy miał 13 lat na świat przyszła jego siostra Nadzieja. Mama zajmowała się córką, syn był bliżej ojca.
Myśląc o swojej młodości Mikołaj Samojlik wspomniał swoich przyjaciół, szczególnie kuzyna Władka Lewko, który był bardzo przystojny i mógł mieć każda dziewczynę. Przy nim Mikołaj czuł się ważniej i bezpieczniej.
Mikołaj kochał śpiewać. W jego rodzinnym domu i we wsi wszyscy śpiewali. Śpiew towarzyszył przy koźbie (koszenie trawy), przy pasaniu krów, przy orce ale także przy modlitwie. Z tęsknotą wspomniał pola z "krasnym chodam", (procesja podczas dorocznego święcenia pól w dniu wioskowego święta). Jak cudnie brzmiały śpiewy prawosławnych wiernych! Najbardziej jednak brak mu dawnych letnich wieczorów, kiedy to młodzież zbierała się aby śpiewać. Były one wypełnione melodyjnymi, wielogłoskowymi dumkami i piosenkami białoruskimi, polskimi, ukraińskimi i rosyjskimi.
Mikołaj był, "zapiewajłem". Kiedy Grzebienie śpiewały rzeka niosła piosenki do sąsiednich wsi. Odpowiadała wieś Siederka i ich "zapiewajło" Gardziejczyk. Tak przyśpiewywała się młodzież aż do północy. Wiejskie zabawy bez "zapiewajłów" też nie mogły się obejść. Kiedy kilku silnych, młodych mężczyzn mocnym głosem zaśpiewało pieśń, głos ich gasił lampy naftowe.
Jakże czuli się wielcy, silni, niemal boscy! Budzili podziw, cieszyli się powodzeniem. Mikołaj był mistrzem polki. W czasach jego młodości polka to była potężna siła, przyciągająca, trzeba było dobrze ją tańczyć. Ona królowała na wiejskich zabawach, była tanecznym przebojem. Mikołaj tańczył tak, aby przetańczyć muzykanta do upadłego.
Rok 1954 był rokiem przełomowym w życiu Mikołaja. W worku z książkami, który stryj Tadeusz Samjlik pozostawił w ich domu, odnalazł skarb. Były to wydane w języku rosyjskim dzieła Lermontowa i Puszkina, ale także zeszyt z wierszami stryja. Pochłoną je i tak zaczęła jego przygoda z literaturą.
Zeszyt z wierszami stryja obudził drzemiące w genach Samojlików wierszowanie. Od tego momentu jego dodatkową pasają stały się wiersze. Pracując na polu zawsze miał zeszyt i ołówek w kieszeni. Wiersze same układały się w jego głowie, były to wiersze piosenki, wierszyki żarciki, "wiejskie perełki". Jeden z nich miał aż 120 zwrotek. Oto autentyczny weselny obrazek pisany w języku prostym, poetycką prozą: Waselnik.
Ihraja harmonik. Wasylnyje jadziać tort. Na padłodzy kale pieczki, staić chłopczyk zapackany, majtki kartokije. Staić i paladaja jak ludzi za stałom piuć wotku i zakusywajuć.
- Serwus Waselnik! - zatrymawso kala chłoczyka pierachodam swat.
- Serwus! - adkazwaj chłopczyk.
- A jak ty nazywajasa?
- Nie znaju.
- A dzie twaja mama?
- Nie znaju.
- A bułki choczasz?
- Czaczu bułki.
- A sałtysona choczasz?
- Czaczu sałtysona.
- A jeszczo czaho choczasz?
- Wsiacho chaczu.
- I ty wsio heto iziasi?
- Wsio zjem. Wsio zjem dziadzieńku!
- To siadaj z nami na stoł
A harmonik ihraja od dzwiarej do dzwiarej"

Znaleźć miejsce w życiu.
Nikt nie popychał Mikołaja do szkół. Jego miejsce było przecież przy rodzicach, na wsi. Ale książki otworzyły mu oczy na nowy świat, rozbudziły w nim pęd do wiedzy. W latach 1955- 1957 korespondencyjnie kończył ósmą i dziewiątą klasę w Białymstoku. Następnie ukończył 2 - letnie Technikum Rachunkowości Rolnej w Rózanymstoku.
W tym czasie książka w jego życiu nabrała szczególnej wartości. Była skarbnicą mądrości, ale czyniła tez człowieka lepszym, ważniejszym, bardziej znaczącym. Zbierał je pasjami. Kupował całe torby książek. Wnosił je do domu ukradkiem. Rodzice nie rozumieli tego "dziwactwa"- za pieniądze wydane na książki można było przecież kupić wiele innych, bardziej przydatnych rzeczy.
Mikołaj Samojlik wspomniał, jak pewnej zimy ukrył w pustym ulu nowa partie książek. Po śladach na śniegu prowadzących do ula, ojciec szybko odkrył skrytkę syna. Miłość do książek popchnęła Mikołaja do pracy w księgarni, w pobliskiej Dąbrowie Białostockiej.
Za namową kolegi w roku 1961 rozpoczął pracę w Milicji Obywatelskiej w Dąbrowie. W tym czasie zamieszkał na stancji w domu Kazimierza i Genowefy Dubiło. Przystojny, wesoły chłopiec od razu przypadł do serca córki gospodarzy ślicznej, szesnastoletniej Stasi. Młodziutka, skromna dziewczyna tez nie pozostała mu obojętna. Jednak praca w milicji nie dawała mu satysfakcji. Coraz bardziej odczuwał potrzebę zmian. Jako dorosły 28 - letni mężczyzna. Po zdaniu egzaminu, w 1962 roku został przyjęty na Uniwersytet Warszawski Wydział Prawa.
Na studiach zetknął się z filozofią, która go zafascynowała. Studia traktował bardzo poważnie. Nie opuścił żadnego wykładu. Chciał wiedzieć jak najwięcej, zawsze aktywnie brał udział w ćwiczeniach, dyskutował z wykładowcami.
Lubił zmieniać stancje. W dowodzie osobistym, w miejscu na zameldowanie było pełno pieczątek. Każda rodzina, u której mieszkał była dla niego jak książka, w której się rozczytywał. Interesowali go ludzie. Lubił z nimi przebywać. Pokochał Warszawę. Ona szanowała jego potrzebę samotności. Tam nikt go nie oceniał, nikt mu nie zwracał na niego uwagi. Warszawa podobnie jak łąka nad rzeką, jak pole ojca dawała mu poczucie bezpieczeństwa, stawała się jego "oazą" na ścieżkach dorosłości. Zafascynowany atmosferą stolicy myślał nawet o tym, aby tam zamieszkać na stałe.
"Jam jest Tłum,
Tylko w Tłumie jestem podzielny.
Kiedy umrę proszę mnie pogrzebać
Na skrzyżowaniu ulic
Po, którym Tłum będzie chodził
I wystukiwał butów takty."

(M. Samojlik "Tłum").

A w Dąbrowie czekała na niego młodziutka Stanisława, z domu Dubiło, z która zawarł związek małżeński 19 grudnia 1964 r. tęsknił też za zapachem łąki w Grzebieniach.
"- Halo Poczta?
Niech pani połączy mnie
Z koniczynką na polu mojego taty.
A piasek
Połatany stopami cienia...
- Halo, koniczynka? Dzień dobry!
Co ci przywieźć z Warszawy?
Może koszulkę z pacynkami?
Może lody z Horteksu?
A może trochę dreszczyku?
............. Rzucam i ja do wody
Groszy dwadzieścia
I jadę do domu... jak wszyscy!"
(M. Samojlik, "Dąbrowski księżyc", Białystok 1986).

Wzywa też Biebrza, nowa miłość Samojlika. Odkrył ją dzięki teściowi Kazimierzowi Dubiło. To on zawiózł zięcia nad rzekę do wsi Szuszalewo, skąd pochodziła jego rodzina. Od tego czasu Biebrza pozostała na zawsze groźną rywalką Stanisławy Samojlik.
Po ukończeniu studiów jedno wiedział na pewno: na ojcowiznę nie wróci. Z tego kawałka ziemi w Grzebieniach nie będzie mógł utrzymać rodziny, którą założył w trakcie studiów. Pociągało go życie intelektualne. Czuł, że zawód prawnika pomoże mu realizować się w tym kierunku. Wiedząc o zamiarach syna, rodzice oddali ziemię na skarb państwa za rentę rolniczą. Sobie pozostawiając dom z ogrodem i pasieką pszczół.
Mikołaj Samojlik zamieszkał z żoną u jego rodziców w Dąbrowie Białostockiej. 8 października 1968 roku na świat przychodzi ich syn pierworodny Dariusz. W grudniu zamieszkali w bloku nr. 17 na ulicy Tysiąclecia PP. 8 stycznia 1978 roku urodziła się ich córka, Gertruda. W 1978 roku rodzina Samojlików przeprowadziła się do własnego, upragnionego domu na ulicę Słoneczną w Dąbrowie. Tam też 30 czerwca 1980 roku przychodzi na świat trzecie ich dziecko, Renata.
W Dąbrowie Białostockiej na ulicy Słonecznej 2 mieszkał aż do swojej śmierci w lipcu 2003 r., tam też mieściło się jego biuro prawnicze oraz Agencja Turystyczno-Wydawnicza "Biebrza".
Jolanta Szestowicka
wstecz